W czasie gdy Polska grała z Niemcami, na ulicach nie tylko Paryża setki tysięcy ludzi protestowało przeciwko obecnemu systemowi i próbie jego zmian, na jeszcze gorszy system.

Igrzyska dla ludu organizowali chyba wszyscy władcy świata - rzymscy cesarze, gilotyniarze francuscy, Hitler, komunistyczni sekretarze, itd. Teraz przyszedł czas na Eurokołchoz. Po raz pierwszy jednak zabawa dla ogłupionej tłuszczy organizowana jest na trupie. Na trupie kraju, który i dziś nazywany jest Francją ale tą Francją nie jest.  Po drugie, "ciemny lud" zawsze wiedział, kto te jasełka organizuje. Teraz nie. Obecnie, jak można przeczytać na oficjalnej stronie UEFA  sponsorami Euro 2016 są producenci: brunatnego świństwa z bąbelkami, takiego samego świństwa nazywanego piwem, obuwia które kiedyś nazywało się tenisówkami lub trampkami, niezbyt zdrowej żywności+operatorzy sieci komórkowych + chiński gigant elektroniczny +linie lotnicze im. Sulejmana. Do tego z pewnością dochodzi główny rozgrywający czyli ruski gigant gazowy, który jest podporą nie tylko UEFA ale także kilku znaczących klubów na zachodzie Europy. Nie wymieniam ogólnie  znanych nazw tych firm -  głównie  z powodu wrodzonej obrzydliwości.
W czasie kiedy Polska radośnie zmarnowała wszystkie szanse na wygranie ze słabiutkimi w tym dniu Niemcami (opinia o meczu, to wyłącznie moje zdanie), na ulicach nie tylko Paryża setki tysięcy ludzi protestowało  przeciwko obecnemu systemowi i próbie jego zmian, na jeszcze gorszy system. Lała się woda z policyjnych sikawek, świstały pałki i gumowe kule. Nie bardzo mnie obchodzi, kto tych ludzi podpuścił ale wystarczająco dobrze znam Paryż, żeby wiedzieć, jaka beznadzieja tam panuje. Polska przy tym, to oaza spokoju i szczęśliwości, a przede wsystkim czystości. U nas nie przykleisz się do brudnego krzesła, a i kobiety od czasu do czasu zmieniają rajstopy. Nawet po tsunami rządów PO. To zresztą temat rzeka.
To nie Polacy wiodą prym w ucieczce z własnego kraju. Będąc kilka dni w Berlinie spaerując  z osobistym psem marki Burek, trafiłem przez przypadek do dzielnicy zombie. Nie pamiętam nazwy. Same czarne i różnokolorowe. Ogólnie klimat z filmów Hitchcocka. Ze swoim wiernym psiakem spotkaliśmy tam Francuza. Na pytanie czy nie czuje się tu nieswojo odpowiedział, że ta berlińska dzielnica, to małe piwo w porównaniu z Saint-Denis w Paryżu, gdzie mieszkał. 
Wielu moich francuskich znajomych zwiewa do krajów nadbałtyckich, Rosji, Białorusi, a ostatnio także do Polski. Czyżby wracały czasy francuskich guwernantek? Oczywiście w modzie są w dalszym ciągu tradycyjne kierunki ucieczek Francuzów, tzn. USA i kraje III świata. Proszę zapoznać się ze skalą migracji na dostępnych portalach, np. Eurostat, pamiętając przy tym, że migracja dotyczy tylko rodowitych Francuzów.
Konkludując: to są pierwsze igrzyska dla  ludu, które są nie dla ludu, a nawet wbrew ludowi. Francuzi chcą chleba, a nie jasełek.Trudno zresztą obecnie zdefiniować pojęcie "Francuz". Na ulicach Paryża kompletnie nie wyczuwa się atmosfery "wielkiego turnieju". On tu w ogóle nie istnieje! Istnieje tylko w przekazach tv. Wyczuwa się za to tylko smutek, strach i beznadzieję. Ale show must go on - podobnie, jak na Titanicu.